Co prawda mam dosyć konserwatywne poglądy na temat tytułowania, ale zaczynam odkrywać, że krótkie "ty" nie musi rujnować szacunku między ludźmi.

Czy pamiętacie tę niepewność w dzieciństwie, kiedy każdemu "dużemu" człowiekowi mówiliście bojaźliwie "dzień dobry"? Z perspektywy czasu okazało się, że licealista, do którego przedszkolak zwraca się per "pan", jest równie speszony.

Są sytuacje, w których przesadny szacunek po prostu się nie opłaca. Mam na myśli przede wszystkim poznawanie i zjednywanie sobie nowych ludzi. Istnieje teoria, według której jeśli chcesz stworzyć z kobietą związek, musisz jak najszybciej zaciągnąć ją do łóżka (nie chce mi się szukać źródła, więc musicie uwierzyć). Każda relacja zaczyna się od słów, a słowo "ty" natychmiastowo zrównuje ze sobą jej uczestników. "Ty" może z łatwością zgasić interlokutora, który liczy na wypracowanie sobie przewagi wynikającej z wieku i należnego mu szacunku w sytuacji konfliktowej.

Wiele współczesnych firm chyba zainspirowało się Anglosasami (którzy zresztą ze swoim "you" nie mają wyjścia) i na wstępie, już na etapie rozmowy rekrutacyjnej lub rozpoczęcia zatrudnienia proponują przejście na "ty". Zdecydowanie podoba mi się taki trend. Przynajmniej stwarza pozory, że zanika układ "pan - poddany".

Czy udało Wam się sprowadzić kogoś poważnego na "ty"?