Zasada 40 minut (oraz ostra teoria spiskowa)
Wpis ten będzie poświęcony obserwacjom, jakie poczyniłem, oglądając wspólnie z siostrą w sezonie jesień 2011 paradokumentalne programy emitowane na Polsacie. Odkryłem mianowicie, że serialami "Dlaczego ja?" oraz "Trudne sprawy" rządzi zasada 40 minut.
Konstrukcja poszczególnych odcinków jest, delikatnie mówiąc, dość prosta. I dobrze, bowiem scenariusze opowiadające o przeciwnościach losu, zgrabnie stylizowane na dokument, zagrane niekiedy o dziwo wirtuozersko przez amatorów, trafiają do grona prostych odbiorców. W dużym skrócie: można się przy nich wzruszyć i odmóżdżyć.
Konflikty międzyludzkie zaogniają się tak, że w niemal każdym odcinku, w 40. minucie nadawania (plus minus pięć minut) pada słowo-klucz "adwokat". Większość spraw znajduje swój finał w sądzie (notabene, jest to element przedstawiony nader optymistycznie: rozprawa odbywa się zaledwie parę tygodni od złożenia pozwu, sprawa jest rozstrzygnięta za pierwszym podejściem, a wyrok zostaje ogłoszony w góra dwie godzinki). Jest to zjawisko tak regularne, że pomyślałem, iż produkcja tych seriali jest sponsorowana przez jakieś konsorcjum prawnicze. W końcu historie, które oglądamy na ekranie, mogą się kiedyś przytrafić i nam. Zadaniem serialu może być więc zaprogramowanie w umysłach prostych widzów, aby z byle gównem iść do adwokata. Biznes się kręci.
Podobna refleksja nachodzi mnie zawsze po seansach "Pamiętników z wakacji", jednak tutaj, ze względu na rytmicznie powtarzaną nazwę miejscowości Lloret de Mar, podejrzanymi są firmy turystyczne. O dziwo nie udało mi się znaleźć na to przekonującego dowodu. Cóż, równie dobrze prawnicy mogą być niewinni. Teoria 40 minut jest jednak nadal prawdziwa.