Scorbolamid, warcaby i nutka kazirodztwa
Rozchodzi się o tę reklamę leku na przeziębienie:
W filmie, a szczególnie w produkcjach reklamowych, wszystko powinno być czytelne dla widza. Gdy mamy ograniczenie do 30 sekund, tym bardziej powinniśmy dążyć do tego, aby scenariusz, dialogi, praca kamery, najdrobniejsze detale scenografii były logicznie podporządkowane komunikatowi, jaki chcemy przekazać. Tymczasem za każdym razem, gdy oglądam tę reklamę, mam wrażenie, że coś nie gra.
Nie zgadza mi się partnerka pana w sweterku. Rolę żeńską w tej reklamie gra ponoć Anna Lucińska; rzecz jasna nie skoncentruję się na aktorce, a na jej postaci. Jest wystylizowana bardzo infantylnie: warkoczyki, miękki sweterek, słodki uśmiech, a jednak towarzyszy szpakowatemu mężczyźnie w rozgrywce w warcaby. Pan pełni wobec niej rolę swoistego mentora, podtykając lekarstwo i tłumacząc jego działanie, co pozwala mi - w połączeniu z wyraźnie zarysowaną różnicą wieku - przypuszczać, że nie jest to małżeństwo. Najbardziej prawdopodobna hipoteza mówi, iż dziewczyna jest córką mężczyzny, jednak przynosi to kolejne nurtujące pytania: gdzie jest matka? Czemu córka nie śpi (za oknem deszczowa noc)? Co robi sama z tatą w jednym pokoju?
Pewność siebie ojca oraz swoista wdzięczność córki, jej fascynacja rodzicielem wypływające z gry aktorskiej, w połączeniu z settingiem filmu, budują - jak mniemam niezamierzone przez twórców - napięcie seksualne. Po prostu mam wrażenie, że za chwilę będą się pieprzyć!