Czy wiecie, piewcy wolności słowa, jak polubić cenzurę? Okazuje się, że wystarczy zacząć tworzyć w internecie. Szybko zweryfikujecie swoje poglądy.

Jeszcze jakiś czas temu szanowałem prawo do swobody wypowiedzi. Co więcej, wrzucając do internetu nowy film czy opinię wręcz oczekiwałem dyskusji. Web 2.0 przyniósł wszelkiej maści trollom, prowokatorom i "specom" potężne narzędzie zniszczenia - komentarze.

Do pewnego stopnia przyjemnie jest czasem poczytać ogniste polemiki czy obserwować, jak rozkręcają się pyskówki na forach i serwisach społecznościowych. Często charakteryzuje je nieprzewidywalność i brutalność, która - piszę to dla formalności - wynika z poczucia anonimowości.

Wolnoć Tomku w swoim domku

Pobłażanie dla głupawych komentarzy sprawiło, że musiałem ukryć jeden ze swoich popularniejszych filmów na YouTube. Właśnie w tym momencie dotarło do mnie, że z idiotów nie ma żadnego pożytku, a duża liczba wygenerowanych przez degeneratów (spróbujcie to wymówić bez połamania języka!) odwiedzin i komentarzy po prostu nie przekłada się na efekt biznesowy, za to pogarsza odbiór i "rangę" danego materiału (artykułu na blogu, filmu). Myśl tę w o wiele ciekawszy sposób sformułował Kominek i... postanowił po prostu na potęgę usuwać niewygodne komentarze i banować ich autorów. Efekt był znakomity. O dziwo, oglądalność jego bloga zupełnie nie zmalała, za to jakość i przywiązanie społeczności, jaką zbudował, poszybowała w górę. Zainspirowany tym działaniem, sam kilka lat temu postanowiłem, że będę odbiorców swojej twórczości trzymał za mordę. To działa!

A co z konstruktywną krytyką?

Opisany powyżej temat komentarzy to zaledwie czubek góry lodowej, jaką jest wolność wypowiedzi czy też komunikacja w Sieci w ogóle. W tym kontekście usuwania "brzydkich" komentarzy nie można jeszcze nazwać cenzurą, a raczej zwykłą higieną w internecie. Co zatem z tak zwaną "konstruktywną krytyką"; czy ją także ograniczasz, Łachimie, tylko dlatego, że jest dla ciebie niewygodna? - możecie zapytać. Otóż według mnie nie ma czegoś takiego, jak konstruktywna krytyka (w internecie).

Każda dyskusja na odległość bądź dyskusja anonimowa jest obarczona:

  • uczuciami - na przykład chwilowym nastrojem krytykującego, niechęcią do autora, zazdrością wobec jego dokonań;
  • niewiedzą - krytykant nie zna wszystkich informacji dotyczących sprawy rozmówcy lub nawet nie stara się zrozumieć jego idei czy intencji;
  • naturą komentującego - moglibyśmy tu stworzyć cały katalog "gatunków" internautów (podejmowano już takie próby), wśród których moglibyśmy wymienić Pana "szukam dziury w całym", usera "kwituję Twoją pracę jednym słowem" i wiele, wiele innych portretów.

Powyższe przemyślenia mogłyby prowadzić do konkluzji, że idea komentarzy i dyskusji nie ma w ogóle sensu, ale na szczęście pozostaje pierwiastek ciekawości, który sprawia, że każdy twórca tak czy inaczej wypatruje recenzji i pragnie wyłowić spośród nich cenne opinie. No i cała rzesza idiotów. Spieszmy się ich banować.

Czy na zakończenie tego tekstu wypada mi zaprosić Was do komentowania?