W związku z porwaniem dziecka w Sosnowcu mam jedno trudne pytanie.

Przestępstwo, o którym szeroko mówi się od kilku dni, jest niezaprzeczalnie traumą dla rodziny. Tylko determinacja zrozpaczonych rodziców sprawiła, że media zareagowały błyskawicznie, że zaangażowano mnóstwo osób w poszukiwania, co ma zwiększyć szanse odnalezienia półrocznej Magdy.

Sprawa nabrała takiego rozgłosu, że ludzie zaczęli sobie robić jaja. Bo jak inaczej nazwać następujące wydarzenia:

  • włączenie się do śledztwa Krzysztofa Rutkowskiego (z zajebistym portretem pamięciowym!);
  • powstanie teorii spiskowych na temat chęci pozbycia się dziecka i milczenia o jakimś tajemniczym szczególe przez matkę (niezawodny Fakt);
  • wciskanie matce numeru telefonu do jasnowidza Jackowskiego (forum Dziennika Zachodniego);
  • obietnicę Policji, że sprawcy nie będą odpowiadać karnie, jeśli zwrócą dziecko (artykuł na WP.pl)?

Nieźle, prawda? Na dzisiaj chyba przygotuję sobie popcorn! Równie niezawodni w komentowaniu porwania Madzi okazali się internauci obdarzeni iście czarnym humorem. Moje ulubiony cytaty to:

Po co komuś używane dziecko?!
Smakowała jak kurczak.
Jak zwiększą [nagrodę] do pół miliona to oddam.

Właśnie ta ostatnia wypowiedź sprowokowała mnie do przemyślenia kwestii nagrody za odnalezienie Magdy. Natychmiast po porwaniu ogłoszono, że "stawka" za wskazanie miejsca pobytu dziecka bądź osoby sprawcy wynosi 5000 złotych. Nieco później tego samego dnia nagroda wzrosła do 10 tysięcy. Świetną reklamę zrobił sobie i swojej firmie Stanisław Frąc, dorzucając aż 100 tysięcy.

Mamy więc łącznie 110000 złotych nagrody za dziecko. Zapytam wprost:
Czy za te pieniądze nie opłacałoby się bardziej zrobić sobie nowego dziecka?

Z jednej strony jest to pytanie hipotetyczne, bowiem nikt przecież nie wypłaci rodzicom swego rodzaju odszkodowania za Madzię (notabene 1/11 tej kwoty jest ufundowana przez samą rodzinę). Z drugiej strony, pytanie to można uznać za uzasadnione ekonomicznie.

Żeby logicznie je rozważyć i odpowiedzieć na nie uczciwie, należałoby odrzucić wiele cech zachodniego kręgu kulturowego, w którym żyjemy, takich jak humanitaryzm czy chrześcijańska ochrona życia. Myślę, że w każdym miejscu na świecie utracie dziecka towarzyszy płacz matki, jednak w określonych społecznościach są jeszcze inne dzieci, którym należy się uwaga, które muszą przeżyć, za którymi rozpacz nie trwa wiecznie. Możecie mylnie odczytać tego posta jako prowokację:
"Ot, gnojowi wydaje się, że jest taki mądry. A żeby tobie kiedyś porwali dziecko!"
, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że na ludzkie decyzje zawsze wpływają emocje. Moje rozważania też są naznaczone uczuciami: nienawidzę, gdy marnuje się pieniądze!

Porwana Madzia zaciągnęła stutysięczny dług. Właściwie to dorośli zaciągnęli ten dług w jej imieniu. Nie wliczam do tej kwoty na przykład kosztów pracy strażaków i policjantów; to oczywiste - oceniam tylko prywatną inicjatywę zrzutki na nagrodę.

Jeśli ktoś da "cynk" i dziewczynka się odnajdzie, opłaci się to wszystkim (może poza porywaczom, którzy chyba nie przewidzieli konsekwencji uprowadzenia), jednak pozostanie kwestia spłaty długu, czy to w formie materialnej, czy niematerialnej. Czy nie zrobiłoby Wam się łyso, gdyby dziecko, poszukując którego poruszyliście niebo i ziemię, na starość nie zaopiekuje się Wami albo zejdzie na złą drogę, przyniesie hańbę rodzinie, trafi do więzienia? Czy dalej będziecie uważać, że "warto poświęcić każde pieniądze"?

Powyższe gdybanie i tak jest niczym przy świadomości, że Madzia może nigdy nie zostać odnaleziona. Skoro udało się bez śladu pozbyć dziecka, to można również bez problemu je adoptować gdzieś z dala od kraju. Co wtedy zrobią rodzice? Czy będą bezskutecznie powiększać pulę (a ponoć nie ma sygnału o porwaniu dla okupu czy nagrody), czy też wrócą do życia?