Co robisz?
Szczęśliwi ci, którzy nigdy nie musieli odpowiadać na to pytanie...
Przewiduję, że tylko nieliczni Czytelnicy będą potrafili wczuć się w tę sytuację. Jestem w wieku, w którym w powszechnej opinii nie powinno się już pytania "Co robisz?" zbywać średnio błyskotliwą odzywką "Stoję" albo "Rozmawiam z tobą". Należy się określić.
Sęk w tym, że społecznie usankcjonowane są tylko dwie odpowiedzi, to jest "stany skupienia" młodego człowieka: "Studiuję" lub "Uczę się". Nie pasuje Ci żadna z nich - niechybnie oznacza to, że masz problem z przystosowaniem się do życia, a jeśli tak dalej pójdzie to całe środowisko będzie miało problem z Tobą.
Uważam, że ludzie parający się zarówno pracą (sam do nich należę! W pewnym sensie...), jak i nauką (podobnież) są pożyteczni. Odnoszę jednocześnie wrażenie, że te dwa wymienione przeze mnie "typowe" stany są bezpieczne, to znaczy nie definiują rzeczywistych zainteresowań przepytywanego.
Dzieje się tak, ponieważ wielu ludzi nie ma żadnej, ale to żadnej pasji. Pod przykrywką "Pracuję" słyszanego z ust młodego człowieka zazwyczaj ukrywa się, mimo wielkiej satysfakcji, jaką daje regularna pensja i poczucie użyteczności, rzeczywistość wykonywania nudnej, niezwiązanej choćby z nabytym wykształceniem, roboty. Z kolei część żaków zupełnie trwoni swój czas, studiując - zdawałoby się - tylko dla studiowania.
Cieszę się, że mimo chwilowego oderwania od "normalnych" ram aktywności, od pewnego czasu buduję w sobie przekonanie, kim jestem. Wydaje mi się to o wiele ważniejsze niż zdawkowa odpowiedź na tytułowe pytanie:
- Siedzę na dupie i piszę bloga.
A Ty, co robisz? A kim jesteś?