3 rzeczy, jakie irytują mnie w artykułach otwierających
Przyznam szczerze, że sam nie spodziewałem się, iż wymyślę równie intrygujący tytuł dla mojego własnego artykułu otwierającego bloga. We need to go deeper - mawiają internauci, więc zamiast wprowadzenia zaserwuję Wam tekst o cudzych wprowadzeniach, a konkretnie - o ich najbardziej irytujących cechach. Jedziemy.
#3 - Wata nudowa*
Można zaryzykować stwierdzenie, że autorzy najnudniejszych postów w jakiś sposób usprawiedliwiają założenie własnego bloga. To słowo wydaje się szczególnie właściwe, gdy czytamy kolejne otwarcie, z którego dowiadujemy się obowiązkowo o pochodzeniu autora, jego wykształceniu, genezie pseudonimu, liczebności i składzie rodziny, ulubionej muzyce i tym podobnych aspektach "backgroundu" założyciela.
Jeśli nie masz życiorysu porównywalnego przynajmniej z Josefem Fritzlem - odpuść sobie takie wprowadzenie.
#2 - Słomiany zapał
Pierwszy, huczny post, dalekosiężne plany i zdefiniowany zakres tematyki przyszłego bloga, bazujący na wręcz renesansowych horyzontach myślowych autora, po czym... cisza. Jeśli i Ciebie to spotkało przy własnych próbach z blogiem - nie jesteś sam.
Jesteś jednym z wielu cieniasów.
#1 - Brak treści
Zapoznawanie się ze "sprawami organizacyjnymi" albo znanymi formułkami w stylu "Bloga czas zacząć" jest dla mnie, jako odbiorcy, po prostu przykre. Czytelnicy pragną solidnej, twardej treści.
Jeśli więc nazywasz siebie blogerem, skończ pisać to pierdolenie i od razu zabierz się za porządny drugi artykuł. A jeśli jesteś czytelnikiem, skończ czytać to pierdolenie i od razu przejdź do kolejnego posta :)
*Określenie "wata nudowa" należy do sekretnego języka pewnej grupy ludzi - czy bez szukania w Google wiecie, jakiej?